sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 3 - Everybody lost her


                                        
                                                
"'Bądź sobą, każdy inny jest już zajęty"
~Liam Payne
                - Mio Walker – słyszę dwa słowa, które skazują mnie na długie kazanie ze strony rodziców, którzy wściekli stoją w kuchni, oglądając mnie od góry do dołu. Mama ma skrzyżowane ręce i rytmicznie uderza o płytki pomieszczenia, co odbija się echem. Tato natomiast spokojnie siedzi przy stole, trzymając w rękach przeczytaną już gazetę. Mrużę lekko oczy, myśląc nad tym, co mogło stać się przyczyną i zdenerwowanie, jednak nie przychodzi mi nic konkretnego do głowy.
        - Mia, możesz wytłumaczyć nam, dlaczego wróciłaś tak późno nikogo o tym nie informując? – wzdycha ojciec, a ja mam ochotę przyłożyć sobie solidnie w twarz, kiedy wspomnienia wpływają do mojej głowy. Jak mogłam o tym zapomnieć?
        - Zadzwoniła...Daniele! Chciała się ze mną spotkać, ale najpierw pomyliłam ją z wami i powiedziałam, o której kończę, a później zapomniałam do was zadzwonić, że wychodzę z Jamesem na kolację, a wracając do domu zobaczyłam kota na drzewie, który bał się zejść, więc się po niego wspięłam – słyszę szczery śmiech rodziców, na co marszczę brwi, widząc, że ledwo wyrabiając ze śmiechu.
                Ale ubaw… Faktycznie.
                - Ty uratowałaś kota? – mówi tato z napadem śmiechu, na co wywracam oczami i kieruję się w stronę lodówki, kiedy słyszę zdanie, które powoduje u mnie brak głodu.
       – Kiedy spotkasz się z Daniele? Może dzisiaj? Masz w końcu na czternastą! – proponuje matka, na co przybierając wymuszony uśmiech, mówię, że umówiłyśmy się dzisiaj na dwunastą do kafejki u Toma - widzę jaka jest zadowolona, dlatego mówię, że upewnię się, czy spotkanie jest aktualne i szybko opuszczam pomieszczenie, kierując się prosto do swojego pokoju, gdzie z chęcią ponownie przyłożyłabym sobie w twarz.
                Dzwonić, nie dzwonić, dzwonić, nie dzwonić…
                Doskonale wiem, że jeśli  tego nie zrobię, mama się wkurzy i sama mnie z nią umówi, co jest dobry argumentem, aby zadzwonić. Biorę kilka głębszych wdechów, po czym wybieram numer przyjaciółki – który na moje szczęście zapisałam w telefonie i mam go teraz na nowej karcie pamięci, którą kupiłam w drodze do domu. Przykładam urządzenie do ucha, czując mocne bicie serca, które bardzo mnie stresuje. Boję się jak zareaguje. Powie im? Powie mu?
       - Daniele Peazer przy telefonie – mówi od razu. Zawsze waliła ze wszystkim z mostu i nie obwiała się w konsekwencji. Taką przynajmniej ją zapamiętałam. – Halo?
       - D… Daniele – j
ąkam się, skubiąc palcami kawałek białej koszuli. – Nie krzycz tylko. To ja Mia – mówię cicho. Zapada cisza między nami, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy nagle słyszę trzask drzwi i krzyk zmieszany z piskiem.
       - Cholera jak się za tobą stęskniłam! Mia jak mogłaś wyjechać nikomu nic nie mówiąc? Wiesz, co się działo? – mówi od razu, na co oddycham z ulgą.
       - Spotkajmy się u Toma – odpowiadam, na co ona przytakuje i rozłącza się, mówiąc, że przyszedł Liam. Cieszę się, że nie wydała mnie, a przynajmniej taką mam nadzieję. Zerkam kątem oka na zegarek dostrzegając, że na zegarku widnieje godzina dziesiąta trzydzieści, dlatego szybko pakuję do torby najpotrzebniejsze rzeczy, po czym schodzę po schodach na parter i wkładam czarne baleriny, pasujące do dzisiejszego ubioru i wychodzę z domu, zastanawiając się nad tym, co tym razem się wydarzy.



              Siedzę w niewielkiej kafejce, która leży w samym środku miasta, zwabiając do siebie masę klientów w porze obiadowej. Wygląda całkiem zwyczajnie z zewnątrz jak na tych wszystkich filmach. Bar położony w dolnej części bloków z czerwono – białym daszkiem nad wejściem i kilkoma okrągłymi stolikami. W środku znajduje się natomiast więcej miejsca. Po prawej stronie znajduje się lada, a naprzeciwko niej scena dla różnych ambitnych śpiewaków, którzy najczęściej śpiewają po pijaku. Na środku znajdują się beżowe stoliki z chusteczkami, różnymi przyprawami i menu. Dookoła wiszą różne obrazy przedstawiające historię tego miejsca. Zaczynając od założyciela, a kończąc na obecnym właścicielu – Adamie Sandlerze.
              Nerwowo przygryzam wargę, na przemian prostując się i garbiąc. Nie wiem jak usiąść, a nawet jak zareagować, kiedy zobaczę Daniele. Czuję strach i zdenerwowanie, kiedy telefon po raz kolejny wypada mi z rąk, na co klnę wściekła. Za każdym razem, kiedy słyszałam dźwięk otwieranych drzwi, spinałam się i oglądałam za siebie, czy to osoba, na którą czekam. Tak było i tym razem. Powoli odwróciłam się i zobaczyłam swoją przyjaciółkę, za którą stęskniłam się najbardziej. Zdecydowanie wypiękniała. Jej kręcone, brązowe włosy, których zawsze jej zazdrościłam sięgają jej za łopatki. Jej figura również stała się lepsza, niż ta, którą widziałam ostatnim razem. Schudła.
              Szuka mnie wzrokiem, a ja czuję z jaką prędkością bije moje serce. Jeszcze sekunda i wyskoczy, uciekając, gdzie pieprz rośnie. Kiedy tylko mnie dostrzega jej uśmiech znacznie się poszerza, a z oczu ciekną jej łzy. Biegnie w moją stronę, a ja szczęśliwa, wstaję, tuląc ją do siebie jak najmocniej potrafię. Zapewne teraz wyglądamy jak idiotki, jednak nie przejmuję się tym. Zbyt długo nie widziałam Daniele, żeby teraz zachowywać się przyzwoicie.
       - Tak się stęskniłam, przepraszam – szepczę do jej ucha, słysząc jak płacze. Ocieram wierzchem dłoni, swoje łzy, po czym obie odklejamy się od siebie i śmiejemy ze swojego zachowania. Uśmiechając się, siadamy i nie możemy wydusić z siebie słów. – Daniele…
       - Dlaczego?
       - Musiałam pomóc Emily przy przeprowadzce – odpowiadam szybko, za szybko. Widzę, że mi nie wierzy, co od razu potwierdzają jej słowa: „ Nie wierzę. Mów prawdę”. Wywracam oczami, kiedy dociera do mnie, że za dobrze mnie zna.
       - Zapewne pamiętasz ostatnią imprezę, na której byliśmy wszyscy razem – zaczyna, a ja spuszczam wzrok, marząc o tym, abyśmy zmieniły temat. – Widziałam jak wychodzisz z budynku, a później jedziesz razem z Zayn’em jego samochodem. Chciałam podejść, ale Liam powiedział, że Louis pewnie się spił, a ty poprosiłaś Malika, żeby cię odwiózł. Mogłam go nie posłuchać, ale w końcu to było całkiem prawdopodobne – mówię, że nic się nie stało, jednak ta kontynuuje, nie zwracając uwagi na moje słowa. – Wszystko potoczyło się szybko. Wszyscy byli w świetnych humorach, kiedy Zayn wpadł do budynku z mordem w oczach, a kiedy zobaczył Louisa siedzącego na kanapie, podszedł do niego i mu przyłożył, wyzywając go od najgorszych. Wszyscy od razu zaczęliśmy go odciągać, a nawet Niall z Liamem musieli wypuścić go na zewnątrz. Stali tam dobre półtorej godziny dopóki Zayn się nie uspokoił. Siedziałam wtedy i oglądałam Tomlinsona, czy nie stała mu się większa krzywda, a kiedy wszedł Malik z jego ust wypadło jedno zdanie, które od tamtej pory mam cały czas w głowie: „Możesz być z siebie dumny, wszyscy ją straciliśmy” – ostatnie zdanie szepcze, a ja ocieram łzy, które nie chcą przestać lecieć. Czuję ból i żal za to, że nie odezwałam się do nich chociaż słowem, że stchórzyłam i uciekłam, zamiast wygarnąć mu to wszystko w twarz. – Żadne z nas tego nie rozumiało, a kiedy Malik wyszedł każdy z nas patrzył się na siebie, nie rozumiejąc, co się właściwie przed chwilą stało. Dopiero następnego dnia, kiedy szłam na uniwersytet  dostrzegłam Malika, który był całkowicie schlany, a jego oczy były czerwone od płaczu, chociaż nigdy by się do tego nie przyznał. Kiedy chciałam mu pomóc on zaczął się rzucać i mówić, że skoro jedyna osoba, która w niego wierzyła i zawsze była przy nim, odeszła, a on nie ma zamiaru udawać, że wszystko jest dobrze – kończy, a ja przez dłuższą chwilę patrzę na nią jak zaczarowana, kiedy zdanie, którego dwa lata temu, nie mogłabym wymówić, wypada z moich ust całkiem gładko.
       - Widziałam jak pieprzy się z Kate – mówię, a ona zachłosta się powietrzem, po czym zaczyna kaszleć. – Uciekłam, bo nie wytrzymałam. Zayn pomógł mi uciec, jednak nie wiedział, gdzie lecę, zabroniłam mu iść ze mną i komukolwiek mówić. Musiałam sobie to wszystko poukładać – tłumaczę, a ona kiwa głową, informując mnie, że powoli zaczyna pojmować o czym mówię. – Nie chcę, żebyś mówiła, któremukolwiek z nich o tym spotkaniu. Nie chcę ich widzieć, znać. Najlepiej, żeby o mnie zapomnieli…
       - Malik i Tomlinson nie odzywają się do siebie od dwóch pieprzonych lat! Oboje zachowują się jakby na niczym i nikim im nie zależało. Harry dał sobie z nimi spokój i teraz, co weekend lata do burdelu. Niall zatapia swe smutki w jedzeniu, a Liam chyba jako jedyny myśli trzeźwo i próbuje ich jakoś ogarnąć. Czasami wyskakują na jakieś akcje, ale to i tak nic wielkiego – słyszę, próbując ułożyć to sobie jakoś w głowie. Wszystko jakoś znajduje swój porządek, jednak udaję obojętną, pijąc wcześniej zamówioną kawę.
       - A co ty zrobiłabyś na moim miejscu, gdyby Liam, który jest miłością twojego życia, pieprzył inną?
       - Nie chciałam, żebyś zrozumiała, że to twoja wina. Nie wiem, czy ja na twoim miejscu nie popełnia samobójstwa – wzdycha, a para staruszków, odwraca się w naszą stronę. – Stwierdzam to, co obecnie dzieje się w ich grupie, a raczej byłej grupie. Opowiedz lepiej, co się z tobą działo przez te dwa lata! – opowiadam Daniele o moich przygodach w Nowym Orleanie, poznanych chłopakach i jednodniowych zabawach oraz nauce i miejscach, w których byłam, kiedy jej telefon zaczyna dzwonić. Zdezorientowana podnosi go, marszcząc czoło i po chwili mówi mi, że dzwoni do niej Liam, dlatego zamykam się i pozwalam jej odebrać. – Hej… Od dwunastej do szóstej… Makaron… Nie, ostatnio ledwo znalazłam kanapę pod twoim syfem. Nie, wrócę sama! Liam, nie kłóć się ze mną. Nie… - mówi wściekła, po czym odkładając telefon, spogląda na mnie. – Mamy mniej czasu niż myślałam. Liam będzie tu za jakieś dziesięć minut.
      
- Przecież się jeszcze spotkamy, na razie nie mam zamiaru podróżować – uśmiecham się w jej stronę, po czym płacimy za napoje i kierujemy się w stronę wyjścia z kafejki. Daniele przytula mnie mocno, na co chichoczę, mówiąc że tym razem się mnie nie pozbędzie tak szybko, a kiedy odrywamy się, widzę znajomy samochód, dlatego żegnam się z przyjaciółką i kieruję się do McCarthy Development.
      

      

Daniele P.O.V
      
              Kiedy czarny samochód Liama zatrzymuje się przy kafejce, z naburmuszoną miną i skrzyżowanymi rękoma, ruszam do auta. Liam jak na dżentelmena przystało otwiera drzwi, uśmiechając się szeroko, na co wywracam oczami i wsiadam do środka. Powoli zapinam pas, po czym zakładając nogę na nogę, odwracam głowę w stronę przeciwną do mężczyzny i nerwowo wystukuje rytm o udo. Nie mogę zrozumieć, co działo się przez te ostatnie pół godziny i chcę porozmawiać jeszcze z Mią, aby wygadać się za te całe dwa pieprzone lata rozłąki. Cieszę się, że wróciła. Może teraz nareszcie wszystko się ułoży.
       - Co się stało? – pyta Liam, kiedy zatrzymuje się na czerwonym świetle. Wzdycham, osuwając się bardziej na fotelu i przymykam oczy, machając ręką od niechcenia, aby nie pytał. Rozumie moją aluzję, dlatego nie zadaje więcej pytań i tak spędzamy następne dziesięć minut jazdy, dopóki nie zatrzymujemy się pod domem chłopaka. Wychodzimy z samochodu, a kiedy podchodzimy pod drzwi, Payne zatrzymuje mnie. Marszczę brwi i patrzę na niego zdziwiona. – Kim była dziewczyna, z którą się żegnałaś?
       - Koleżanka z pracy – kłamię doskonale, na co on kiwa lekko głową. – Marie, jest nowa – nie patrząc na to, czy mi uwierzył, wchodzę do pomieszczenia, słysząc dźwięk telewizora, który dochodzi z salonu. Na jednej z kanap leży Niall, jedząc chipsy, na podłodze siedzi Zayn, opierając się, Louis zajął fotel, a Harry chodzi w kółko, co chwilę podrzucając telefonem. Widząc Tomlinsona mam zamiar go udusić, jednak ostatnimi siłami woli, silę się na uśmiech, po czym jak najszybciej uciekam do kuchni, aby coś zjeść. Słyszę kolejną marną rozmowę, którą próbuje nawiązać Liam, jednak wszyscy kończą ją pojedynczymi słowami.
              Leżąc na łóżku w pokoju Payne’a, przecieram oczy, co chwilę, aby nie zasnąć. Po zjedzeniu czegoś, od razu pojechałam do pracy, gdzie Anabeth wykończyła mnie za wszystkie czasy swoją nie zamykającą się nigdy buzią. Słowo daję, że na święta dam jej taśmę albo klej, wmawiając jej, że to nowej generacji szminka.
              Nagle słyszę krzyk Louisa, do którego po chwili przyłącza się reszta. Obawiam się najgorszego, dlatego od razu zrywam się z łóżka i wybiegam z sypialni, kierując się do salonu. Widzę jak wszystkie papiery leżą na podłodze, a piątka mężczyzn stoi i mierzy się wzrokiem, próbując pozabijać siebie nawzajem.
       - Co tu się znowu stało? – wzdycham, zakładając ręce na biodra. Nikt się nie odzywa. – Co tu do cholery jasnej znowu się stało?! – krzyczę, na co ich oczy powiększają się pięciokrotnie, czemu się nie dziwię, ponieważ moment, w którym krzyczę jest bardzo rzadki.
       - Nic nowego – mówi Liam. – Nie możemy dogadać się jak napaść na McCarthy Development tej nocy – dodaje, a ja mimowolnie zaczynam szybciej oddychać. W pewnym momencie robi mi się coraz gorzej, dlatego przytrzymuję się ściany. W międzyczasie podbiega do mnie Payne, próbując uspokoić. Gdyby tylko wiedział, dlaczego tak naprawdę się boję.
              Mówię dla chłopaków, że wszystko w porządku, po czym zrywam się do biegu, wpadając prosto do sypialni Payne’a, gdzie znajduje się mój telefon. Chwytam go i drżącymi dłońmi, próbuje wystukać numer Mii, modląc się, aby odebrała. Pierwszy sygnał, drugi,…, szósty. Znowu wybieram jej numer i znowu, jednak bez jakichkolwiek zmian. Opadam na łóżko, chowając twarz w dłoniach.
       - Daniele, to ostatnia akcja, która zmieni wszystko – mówi Liam, wchodząc do pomieszczenia i klękając przede mną. – Postanowiliśmy, że po tej akcji albo znowu się pogodzimy albo rozejdziemy.
       - Nawet nie wiesz jak wiele się zmieni – szepczę, ocierając łzy.


***

Od Autorki:  Tym razem rozdział trzeci w samą porę! Jak mijają Wam Walentynki? Moja druga połówka ( łóżko ) wyjątkowo nie chciała mnie wypuszczać ze swoich ramion :D Rozdział chyba wspaniale dopasował się do dzisiejszego dnia, nie uważacie? Jak Wam się podoba?
Mrs. Tomlinson

3 komentarze: